piątek, 23 listopada 2012

Jeszcze do niedawna wierzyła, że będzie dobrze. Że jakoś z tego wyjdzie, pokona chorobę, przeznaczenie, nieunikniony los.
Po ostatniej diagnozie straciła nadzieję. Rodziny nie miała. Przyjaciele dawno zniknęli. Została sama. Tylko ona i to metalowe łóżko z nowiutkim, różowym materacem. I ich twarze. Wolontariuszy w hospicjum. Tych, którzy z nieznanych dla niej przyczyn, mieli i czas i serce, by spędzać z nią ostatnie chwile. Te najgorsze. Z nią, taką odrażającą, niechcianą, niepotrzebną...
Czy nazwać ich ludźmi? Czy w człowieku jest aż tyle siły i miłości, by trwać przy bezsensie do ostatniego oddechu? Czy...?
A może oni nie są stąd? Może... już "stamtąd"?
- - - - - - - - - - - - - -
Pracował tu od roku. Początkowo widział tylko resztki człowieczeństwa, odłamki niszczejącego życia, dopalające się iskry. Walczył z wiatrakami pytając siebie o sens tego, co robi.
Do czasu, gdy poznał ją. Dwunastoletnią dziewczynkę w ostatnim stadium. Rozpad ciała. Ale nie duszy! Piękno wnętrza bijące z oczu. Radość życia, które nie zdołała znaleźć ujścia. Marzenia, które zabrała ze sobą. I wiara, że to właśnie miało sens... Zmieniła go na zawsze.
Wciąż nie jest pewien, czy była "stąd" czy ... "stamtąd"?
- - - - - - - - - - - - - -
W hospicjum każdego dnia ściera się świat jednych i drugich...

hospicjum
mijane w ciszy
bezskrzydłe anioły

2 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.