Jeszcze do niedawna wierzyła, że będzie dobrze. Że jakoś z tego wyjdzie, pokona chorobę, przeznaczenie, nieunikniony los.
Po
ostatniej diagnozie straciła nadzieję. Rodziny nie miała. Przyjaciele
dawno zniknęli. Została sama. Tylko ona i to metalowe łóżko z nowiutkim,
różowym materacem. I ich twarze. Wolontariuszy w hospicjum.
Tych, którzy z nieznanych dla niej przyczyn, mieli i czas i serce, by
spędzać z nią ostatnie chwile. Te najgorsze. Z nią, taką odrażającą,
niechcianą, niepotrzebną...
Czy nazwać ich ludźmi? Czy w człowieku jest aż tyle siły i miłości, by trwać przy bezsensie do ostatniego oddechu? Czy...?
Czy nazwać ich ludźmi? Czy w człowieku jest aż tyle siły i miłości, by trwać przy bezsensie do ostatniego oddechu? Czy...?
A może oni nie są stąd? Może... już "stamtąd"?
- - - - - - - - - - - - - -
Pracował
tu od roku. Początkowo widział tylko resztki człowieczeństwa, odłamki
niszczejącego życia, dopalające się iskry. Walczył z wiatrakami pytając
siebie o sens tego, co robi.
Do czasu, gdy poznał ją.
Dwunastoletnią dziewczynkę w ostatnim stadium. Rozpad ciała. Ale nie
duszy! Piękno wnętrza bijące z oczu. Radość życia, które nie zdołała
znaleźć ujścia. Marzenia, które zabrała ze sobą. I wiara, że to właśnie
miało sens... Zmieniła go na zawsze.
Wciąż nie jest pewien, czy była "stąd" czy ... "stamtąd"?
- - - - - - - - - - - - - -
W hospicjum każdego dnia ściera się świat jednych i drugich...
hospicjum
mijane w ciszy
bezskrzydłe anioły
Opowiadanie jest ładnie spointowane przez haiku.
OdpowiedzUsuńMagda :-)
Dziękuję :)
Usuń